sobota, 30 sierpnia 2014

Plany na wrzesień.




"Uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia"

Wiem, że pewnie nie chcecie słyszeć o tym, że sierpień się kończy. Całkowicie to rozumiem, ponieważ idę do drugiej klasy liceum i jestem tym przerażona. Niestety jest inna rzecz, która martwi mnie jeszcze bardziej, a mianowicie - jak co roku w sezonie jesiennym będę miała największą ochotę na czytanie.
Nauki będzie dużo, ale trzeba też znaleźć czas na odrobinę przyjemności. Tak o to przedstawiam Wam książki, które mam zamiar przeczytać w najbliższym miesiącu. 
Koniecznie napiszcie mi jakie wy macie propozycje na zbliżający się wrzesień :) 

"Książki to solidni doradcy i apostołowie. Zawsze pod ręką i zawsze bezinteresowne; mają tę przewagę nad wszelkimi mówiącymi wykładowcami, że są gotowe powtarzać swoje lekcje tak często, jak tego zechcemy."


1. Alexandra Bracken - Nigdy nie gasną 

Ok, a więc jeżeli czytaliście mój wcześniejszy post, to doskonale zdajecie sobie sprawę  tego jak bardzo chcę przeczytać tą książkę (szczególnie po zakończeniu 1 tomu). Jest to druga część trylogii, którą otworzyły "Mroczne Umysły". Mam nadzieję, że się nie zawiodę i spędzę z tym tomem przyjemne weekendowe noce (czego się nie robi dla dobrej lektury). 




"Zdolny człowiek lubi się uczyć, a głupi – nauczać."


2. Sara Shepard - Kłamstwo doskonałe (10.09.2014 - premiera)


Tak, tak to kolejna seria, którą miałam już przyjemność opisać(mój pierwszy post).
Z tego co czytałam, czwarta część ma skupiać się na rodzinie Sutton, a nie tak jak dotychczas na jej przyjaciołach. 
Mam nadzieję, że dostanę odpowiedzi na jakieś pytania, chociaż znając życie prędzej pojawią się nowe sekrety. 


"Okres nauki to czas, w którym bywasz pouczany przez kogoś, kogo nie znasz, o rzeczach, których nie chcesz wiedzieć."



3. Lowry Lois - Dawca



Książka ostatnio niezmiernie popularna i wznowiona przez poslkie wydawnictwo, dzięki swojej ekranizacji, która weszła do kin.  
Ja jak zwykle obiecałam sobie, że najpierw 
przeczytam tą pozycję, a następnie wybiorę się do kina.
Z tego co słyszałam to kolejna dystopja, z tym, że powstała kilkanaście lat temu kiedy ten gatunek nie był modny. 
Jestem ciekawa jak wtedy był przedstawiony świat i mam nadzieję, że nie będzie to ten sam schemat i mnie czymś zaskoczy.


"Całe życie jest szkołą"

4. George Orwell - Rok 1984



Mowa tu o nikim innym jak o "ojcu" dystopii. Pozycja ta jest klasyką i od dłuższego czasu chciałam po nią sięgnąć, ale nigdy nie miałam czasu. Skłonił mnie dopiero "Folwark zwierzęcy", który był w zeszłym roku moją lekturą i 
uwaga, uwaga - spodobał mi się. 
Nie powiem, mam duże oczekiwania co do tej książki i mam nadzieję, że się nie zawiodę. 


"Kto nie przeszedł przez szkołe bólu, jest jak analfabeta przed księgą życia"



Przedstawiam tylko te cztery pozycje, ponieważ nie wiem kiedy przyjdzie mi "Wołanie kukułki" Roberta Galbraith'a. Oprócz tego jestem pewna, że w ręce wpadną mi inne książki, o których teraz nie mam pojęcia, ponieważ tak jest zawsze. Jeżeli mieliście okazję już przeczytać, którąś z książek napiszcie mi o tym w komentarzu :) 

Udanego rozpoczęcia roku (o ile to możliwe) i do napisania w tygodniu (tym razem recenzja) (:

wtorek, 26 sierpnia 2014

Lauren Oliver - 7 razy dziś




„Ale kiedy noc się zaczyna, wszystko jest możliwe.

Czy istnieje Amerykański „Dzień świstaka”?

Czy przeżywanie non stop piątku i Walentynek może być męczące?

Czy tydzień wystarczy żeby człowiek zmienił się o 180 stopni?

„7 razy dziś” było debiutem Lauren Oliver, mimo to większość czytelników kojarzy ją dzięki „Delirium”.  Światy przedstawione w obu książkach mają tylko jeden wspólny mianownik – główni bohaterzy są nastolatkami.

„To dziwne, jak wiele można o kimś wiedzieć, nie wiedząc wszystkiego. A wciąż nam się wydaje, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy poznamy całą prawdę”.

Poznajmy Sam Kingston, popularną dziewczynę, mającą przystojnego chłopaka, trzy najlepsze przyjaciółki ( Ally, Elody i Lindsay), życie usłane różami i co dla niej najważniejsze – popularność. No bo która z nas nie marzyła choć raz, żeby wieść życie niczym z amerykańskiego filmu? Być najbardziej rozpoznawalną dziewczyną w szkole, posiadającą najlepsze ubrania oraz żeby każdy nasz wybryk uchodził na sucho. Podejrzewam, że większość byłaby zachwycona taką sytuacją. Sam również uważała swoje życie za perfekcyjne, do czasu... Po pewnej imprezie budzi się, ale zamiast mieć nieznośnego kaca odkrywa, że znowu jest piątek, który musi przeżyć na nowo i tak siedem razy.
Jak główna bohaterka rozgrywa tę sytuację? Nie mogę dokładnie opowiedzieć całej książki, ponieważ nie miałoby to najmniejszego sensu. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że dziewczyna zalicza wzloty i upadki, robi to czego by w życiu nie zrobiła ze względu na konsekwencje, dostrzega jak jej zachowanie oddziałuje na innych, zawiera nowe znajomości a inne kończy, czyli w skrócie – uczy się żyć na nowo.

„Platon wierzył, iż cały świat - wszystko, co widzimy - to tylko cień na ścianie jaskini. Nie widzimy prawdziwych rzeczy, tych rzucających cienie I tak się teraz czuję, jakby otaczały mnie cienie, 
jakbym widziała tylko odbicie rzeczy, a nie ją samą.

Co do książki mam mieszane uczucia. Pomysł w żaden sposób nie jest nowatorki, ale mimo tego spodobał mi się, ze względu na to, że nie wiemy jak skończy się historia Sam, co uda jej się zmienić i czy przede wszystkim da radę „naprawić” siebie. Drugim plusem jest otwarte zakończenie, czyli każdy może dokończyć książkę tak jak mu się to podoba (na początku nie byłam tym zachwycona, ponieważ zazwyczaj chcę wiedzieć co jest dalej, jednak po przespaniu się z tym stwierdziłam, że gdyby nie to, o dziele Lauren Oliver zapomniałabym już po kilku dniach). Następną zaletą jest lekkość z jaką czyta się książkę. Pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia – nie była aż tak wciągająca, jednak uwielbiam styl autorki, dzięki któremu płynnie przechodzi się do kolejnej strony. Ostatni pozytywny akcent to próba nakłonienia czytelnik do refleksji – tak jak w przypadku „Trzynaście powodów” Jay’a Ashera, Lauren daje jasny przekaz „Halo, ty tam, przystań na chwilę i zastanów się nad sobą. Czy wiesz, że Twój głupi żart może zniszczyć komuś życie? Nie możesz traktować ludzi jak śmieci, a potem oczekiwać, że będą Cię kochać”.

„Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni albo trzy tysiące, albo dziesięć- tyle czasu, że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli, że możesz pozwolić by przesypywał ci się przez palce jak monety. Tyle czasu, że możesz go zmarnować

Wspomniałam wcześniej, że mam mieszane uczucia co do tej pozycji, teraz czas wyjaśnić dlaczego. Pierwszy raz od dłuższego czasu tak bardzo nie lubiłam głównej bohaterki! Ok z każdym dniem Sam  zmienia się na lepsze, jednak jej przeświadczenie o byciu lepszym od innych i wyśmiewanie osób, które mają mniej pieniędzy są nie do wytrzymania. Następnie mamy jej koleżanki, które zostały wykreowane dosyć schematycznie – są wrednym i głupimi dziewczynami, którym też wszystko wolno. Wiem, że taki był zamiar żeby stworzyć przerysowanych bohaterów, jednak jest tu duża przesada i można odnieść wrażenie jakby oglądało się „Wredne dziewczyny”.  Najgorsze jest to, że nastolatki zdają sobie sprawę jak bardzo ranią innych, jednak to zamiast je zniechęcić jeszcze bardziej je motywuje.

„Po to są właśnie najlepsi przyjaciele. Tak właśnie postępują. Pilnują, żebyś nie spadł w przepaść.

Mam teraz ogromny problem, ponieważ nie wiem, czy powinnam wam ją polecić, czy też odradzić. Z jednej strony książkę czyta się szybko i spisała się idealnie jako wypełnienie czasu na plaży, jednak z drugiej strony jest ona oklepana i poza nie do końca wyjaśnionym końcem niczym nie zaskakuje. Niektórzy mogą uważać ją za męczącą ze względu na bohaterów (no oprócz Kenta) i już po pierwszych 50 stronach sobie odpuszczą. Tak więc decyzję pozostawiam wam.

Moja ocena:  5/10 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Alexandra Bracken - Mroczne Umysły






Zielony, niebieski, żółty, pomarańczowy i czerwony. Dla nas to zwykłe kolory, dla pokolenia Psi te barwy to życie albo śmierć…

„Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy.


Witajcie w świecie, gdzie każde dziecko po dziesiątym roku życia umiera albo nabywa zdolności psychokinetyczne! Pewnie większość z Was wolałaby tę drugą opcję, jednak nie jest ona do końca tak super jak się wydaje ( no bo kto by nie chciał być geniuszem, poruszać przedmiotami bez dotykania ich, kontrolować prąd, włamać się do umysłu innego człowieka, bądź sprawić, że coś może wybuchnąć).  Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, to co czynni innym  - czyni niebezpiecznym (Veronico Roth, dziękuję!). To wystarczy, aby rząd zamknął dzieciaki w obozach (zabierając je od rodziców siłą, bądź dobrowolnie),  które są przedstawiane jako sanatorium, a tak naprawdę przypominają obozy pracy.

„Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie pozostawić. Oni bali się nas – tych, którzy przeżyli.

Tak w skrócie można przedstawić świat, w którym żyje Ruby, główna bohaterka. Szesnastolatka udaje zieloną (geniusza) chociaż jest jedną z ostatnich pomarańczowych (przez to, że byli niebezpieczni rząd ich wyeliminował). Pewnego dnia, z małą pomocą, dziewczyna wydostaje się z obozu i zaczyna żyć na zewnątrz. Jak można się spodziewać nie jest to takie łatwe, a na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Mimo wszystko Ruby nie jest sama, ponieważ poznaje; Liama - niebieskiego (chłopaka, o którym marzy każda nastolatka), Pulpeta - niebieskiego (gościa, który najpierw ją nienawidzi, chociaż każdy  czytelnik wie, że pod koniec serii będą najlepszymi przyjaciółmi) i Zu - żółtą (małą Azjatkę , którą ma się ochotę przytulić i nigdy  nie puścić).

„To prawda, że często nie można odzyskać tego, co się kiedyś miało, ale można zamknąć ten rozdział i zacząć od nowa.


Mroczne Umysły to książka klimatyczna i bardzo wciągająca, jednak nie ma co ukrywać, że nie jest to oryginalny pomysł (mogłabym wymienić wiele utworów o nastolatkach posiadających paranormalne zdolności). Są jednak elementy, które wyróżniają utwór Alexandry Bracken na ich tle.


Po pierwsze świat, który wykreowała autorka. Dla mnie to połączenie utworów Lauren Oliver i Suzanne Collins. Dzieciaki muszą walczyć o przeżycie w brutalnym, nie akceptującym ich świecie, ale są też miejsca, gdzie mogą się schronić. Nie wszystko co z początku wydaje się dobre takie jest i odwrotnie.

Po drugie bohaterowie. Pierwszy raz w życiu czytając książkę, miałam wrażenie, że są autentyczni. Nie zrozumcie mnie źle, ale w niektórych dziełach zachowanie postaci jest nie adekwatne do tego co przeżyły. Żeby lepiej to zobrazować przywołam „ulubioną” postać większości czytelników – Bellę. Jakby nie patrzeć w każdej części Zmierzchu coś przeżywa, nawet własną śmierć, jednak zachowuje się jak gdyby nic. Nie ma żadnych rys na psychice, czy traumy. Nie lubię tego, ponieważ  nie jest to prawdziwe życie, w którym każda sytuacja coś po sobie zostawia w postaci jakiegoś piętna.

Ruby po uciecze z obozu zachowuje się tak jakby faktycznie tam była (jest lękliwa, nie wierzy w swoje możliwości i stara się wtopić w tło), jednak z czasem ewoluuje na oczach czytelnika, zaskarbiając sobie sympatię.

No i oczywiście moja ulubiona bohaterka – Zu. Dziewczynka nie mówi, jednak Alexandra zrobiła z niej osobę, która językiem swojego ciała, zachowaniem i reagowaniem na różne zdarzenia mówi więcej niż mogłaby wyrazić słowami.

„Podaj mi chociaż jeden powód, dla którego nie możemy być razem, a ja podam ci sto argumentów dowodzących czegoś zupełnie przeciwnego.

Nie da się ukryć, że Mroczne Umysły wciągnęły mnie od pierwszej strony i porwały do swojego świata, w którym ciężko się odnaleźć, jednak gdy to nastąpi możecie być pewni jednego, będziecie tam chcieli wrócić.

„Zamknij oczy - wyszeptałam - Dokończę tę opowieść.

Ostatni rozdział wprowadza czytelnika w osłupienie i chęć zabicia autorki! To wszystko gwarantuje jedno – na pierwszej części się nie skończy i będziecie chcieli więcej.

Dla ułatwienia mała legenda "umiejętności"

Zieloni - geniusze
Niebiescy - telekineza
Żółci - kontrolują prąd
Pomarańczowi - mogą kontrolować umysł innych ludzi
Czerwoni - wysadzają co popadnie 



Moja ocena: 8/10

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Jay Asher - Trzynaście powodów


 


Czasami po przeczytaniu ostatniej strony książki trwamy w zawieszeniu przez kilka sekund, minut, trawiąc to co właśnie przeczytaliśmy. Nasz umysł przetwarza całą powieść jeszcze raz, ale w przyspieszonym tempie. Zaczynamy zadawać sobie pytania zaczynające się od „dlaczego”, jednak po kilku dniach odkładamy książkę w dalsze zakątki naszej głowy i przypominamy sobie o niej, gdy pojawia się możliwość  jej ekranizacji, bądź przy sprzątaniu biblioteczki.
Bardzo rzadko po przeczytaniu ostatniej strony książki wiemy, że nigdy jej nie zapomnimy i nawet po kilku latach, samo jej wspomnienie będzie wywoływało falę uczuć.

„Trudno mówić o rozczarowaniu, gdy potwierdzają się twoje oczekiwania.

„Trzynaście powodów” przeczytałam trzy lata temu. Książka trafiła do mnie przypadkiem, ponieważ nie mając nic innego pożyczyłam ją od koleżanki, którą była nią zachwycona. Nic dziwnego, już od pierwszej strony wciągnął mnie świat wykreowany przez Jay’a Ashera.
Podobno jest to debiut tego pana, piszę „podobno”, ponieważ ciężko mi uwierzyć, że czyjaś pierwsza książka może być prosta, a zarazem posiadać ogromne przesłanie.

„Chcę wcisnąć "Stop" w walkmanie i przewinąć, cofnąć całą tę rozmowę. Cofnąć się w przeszłość i ostrzec ich. Albo zrobić coś, by się w ogóle nie poznali. Ale nie mogę. Nie można przewinąć przeszłości.”

Jak byś się czuł, gdybyś pewnego dnia otrzymał trzynaście kaset, a po odtworzeniu pierwszej usłyszał głos dziewczyny, która niedawno popełniła samobójstwo? Mało tego,  mówi Ci, że jeżeli tego słuchasz to jesteś jedną z tych osób, która przyczyniła się do tego, że podjęła taką,  a nie inną decyzję? Miałbyś odwagę się z tym zmierzyć?
Clay, główny bohater książki, w ciągu jednego wieczora postanawia przeżyć wraz z Hanną ostatnie miesiące jej życia i odkryć co skłoniło ją do odebrania sobie życia. Przechodzi przez każdą historię i czeka na swoją kolei, ponieważ nie do końca jest pewny czym zawinił. Chłopak cierpi słuchając historii dziewczyny, a co za tym idzie cierpimy również my jako czytelnicy.

„W tym chyba właśnie sęk. Nikt nie wiem ze stuprocentową pewnością, w jakim stopniu jego postępowanie odbija się na życiu innych. Bardzo często nie mamy bladego pojęcia. Mimo to robimy, co nam się żywnie podoba.

„Trzynaście powodów” było dla mnie podręcznikiem, który otworzył mi oczy i pozwoliła dostrzec świat w innych barwach. Aż nasuwa się pytanie czego uczy dzieło Ashera? Pokazuje, że zbyt często ludzie nie zdają sobie sprawy jak wielkie znacznie ma każdy ich gest. Jednym nieopatrznym słowem można zniszczyć czyjeś życie na zawsze. Niby taki banał, a jednak non stop o nim zapominamy.

"Chcę wcisnąć "Stop" w walkmanie i przewinąć, cofnąć całą tę rozmowę. Cofnąć się w przeszłość i ostrzec ich. Albo zrobić coś, by się w ogóle nie poznali. Ale nie mogę. Nie można przewinąć przeszłości."

Jak na mnie wpłynęła ta lektura? Całą książkę przepłakałam, a moim marzeniem tak jak i Clay’a było przytulenie i powstrzymanie Hanny przed podjęciem tej decyzji. Niestety dziewczyna, która nagrała kasety, które „odsłuchujemy” razem z nastolatkiem, nie żyje. Czytelnik chce tylko żeby istniał przycisk „back” dzięki któremu można by było wszystko zmienić. Niestety życie to nie piosenka, którą można bez przerwy odtwarzać.


Jeśli słyszysz piosenkę, która wywołuje u ciebie łzy, a nie chcesz już płakać, nie słuchasz jej więcej.
Ale nie da się uciec od samego siebie. Nie można postanowić, że się już nie będzie siebie oglądać. Wyłączyć zgiełku w swojej głowie.


Nie jest to książka łatwa, ba jest wręcz dołująca i jeżeli chcecie coś przyjemnego na wieczór, to stanowczo odradzam.

Natomiast uważam, że każdy nastolatek powinien ją przeczytać, ponieważ pokazuje ona jakie są konsekwencje naszych czynów i, że możemy zmienić czyjeś życie o 180 stopni.  

Moja ocena: 9/10

wtorek, 12 sierpnia 2014

Sara Shepard - Gra w kłamstwa




 

„Tak naprawdę w ogóle mnie tu nie było. Byłam martwa.”

Czy jedna z głównych bohaterek może być martwa?

Jak udawać największą zołzę w szkole?                                               
Czy istnieje gwiazdozbiór suki?

Na te i inne pytania znajdziemy odpowiedź w nowej serii Shary Shepard, którą zaczyna „Gra w kłamstwa”.Ten, kto czytał Pretty Little Liars od pierwszej strony ma pewność co do jednego – tak naprawdę nie wie nic, a zwrotów akcji będzie więcej niż odcinków Mody na sukces.

„Sutton nie żyje – powtórzył głos. – Masz ją dalej udawać, dopóki nie powiem inaczej. I nawet nie próbuj opuszczać miasta, bo cię załatwię.”

Ile z nas nie marzyło, aby chociaż na jeden dzień zamienić się życiem z kimś kto ma dosłownie wszystko?  Emma, główna bohaterka, od urodzenia tuła się po rodzinach zastępczych. Niespodziewanie trafia na profil dziewczyny, która wygląda jak ona i postanawia do niej napisać. Po krótkiej wymianie wiadomości okazuje się, że dziewczyny urodziły się tego samego dnia i obie nie znają biologicznych rodziców. W końcu postanawiają się spotkać, niestety los chciał żeby Emma została wzięta za Sutton i zaczęła żyć jej życiem. Dlaczego? Otóż Sutton została zamordowana o czym wie tylko jej bliźniaczka i morderca.  
Mimo wszystko, „złej siostry” nie spotkamy tylko we wspomnieniach, czy retrospekcjach. Dziewczyna nie odstępuje swojej siostry na krok, ponieważ jest duchem z amnezją i sama usiłuje przypomnieć sobie co jej się stało i kto chciał jej śmierci.


„Śpij zawsze z jednym okiem otwartym. Nie daj się zwieść pozorom. Twoje najlepsze przyjaciółki mogą być twymi nagorszymi wrogami”

Niestety im głębiej Emma wchodzi w życie siostry przekonuje się, że wiele osób mogło chcieć ją zabić.  Oczywiście pojawia się też wróg nr.1, a głównym polem bitwy nie jest szkolny korytarz, a kort tenisowy (co za pech, że Emm zna tą grę tylko z telewizji).

Nie będę ukrywać, że gdy sięgnęłam po książkę byłam sceptycznie nastawiona, ponieważ wcześniej miałam okazję obejrzeć kilka odcinków serialu na jej postawie (nie przypadł mi do gustu). Zmieniałam zdanie z każdą kolejną kartką, gdyż jest to bardzo wciągająca powieść choćby ze względu na tajemnice, które co chwilę się pojawiają i gdy myślimy, że coś się wyjaśni jest wręcz przeciwnie.
Sara Shepard znowu wykorzystuje nastolatki i ich na pozór codzienne, normalne życie, jednak przy tym wszystkim bawi się swoją wyobraźnią, tworząc unikatowych bohaterów. Może zabrzmi to trochę głupio ale ta seria jest jak serial, a każda książka to odcinek kończący się w pełnym napięcia momencie, po którym mamy ochotę na więcej.
Wbrew pozorom znalazłam w książce cytaty, które oprócz tego, że są życiowe są również mądre (duży plus).
„Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas był normalny, wiesz? 
Wszyscy mamy jakieś mroczne sekrety.”

Jeżeli szukacie pozycji, która was zaintryguje i będziecie chcieli więcej, to jak najbardziej polecam „Grę w Kłamstwa”, jednak jeżeli nie jesteście pewni czy ten typ literatury  was pociąga i czy z pozoru idealne życie (pierwsze miłości, pieniądze, zdrady, kłopoty rodzinne i brak zaufania do samego siebie) jest tym o czym chcecie czytać, to polecam pożyczyć książkę od koleżanki, bądź z biblioteki.


                                                                        Moja ocena: 7/10
Kasia