"Można znieść wszystko, na co się człowiek zdecyduje."
Po tej recenzji wiele z was może mnie znienawidzić (wiem jak wielu fanów posiada ta pozycja), jednak mam nadzieję, że nie będzie tak źle i docenicie moją szczerość.
Zacznijmy od tego, że sięgałam po nią z wielkimi nadziejami (po tuzinie pozytywnych recenzji i jakże dobrych ocenach na serwisach czytelniczych), jednak już po godzinie musiałam się zmuszać żeby kontynuować.
"Jest pierwszy dzień listopada, więc ktoś dzisiaj umrze."
Książka została napisana z punktu widzenia dwóch bohaterów (za to duży plus): Puck oraz Seana. Obydwoje mieszkają na urokliwej wyspie Thisby, która jest naprawdę wyjątkowa. Otóż co roku (pierwszego listopada) odbywa się na niej wyścig koni morskich. Nagroda to uznanie i pieniądze, przegrana w najgorszym wypadku oznacza śmierć.
Puck to pewna siebie i nie bojąca się powiedzieć własnego zdania nastolatka. Jak na książkę dla młodzieży przystało - nie miała łatwego życia - jej rodzice umarli, została z dwójką braci i farmą do utrzymania. Pewnego dnia podczas kolacji, po wymianie zdań z rodzeństwem postanawia wziąć udział w konkursie, w kórym śmierć jest na porządku dziennym. Dlaczego? Dobre pytanie. Z jednej strony chce pomóc rodzinie, która ma problemy finansowe. Ale moment, czy żeby zdobyć tę sumę nie musi wygrać całej imprezy? Zgadliście, musi. To była pierwsza rzecz, która mnie zdenerwowała - rozumiem, że to odważna decyzja, ale za to jaka głupia. Szanse, że pokona innych doświadczonych zawodników są znikome (tym bardziej, że nie ma swojego konia morskiego). Nie da się tego inaczej nazwać, to samobójstwo.
"Czasami wystarczy, że dzieli się z kimś swoją wściekłość, żeby poczuć się lepiej."
Na to wszystko nakłada się fakt, że bardzo ciężko czytało mi się tą pozycję. Miałam wrażenie jakbym jednej stronie poświecała godzinę, a końca nie było widać. Dodam również, że to pierwsza książka Maggie, jaką czytałam.
"Są chwile, które zostają w pamięci na całe życie, są też takie, które spodziewamy się zapamiętać, jednak tak się nie dzieje."
Czy znalazłam jakieś plusy? Może się zdziwicie, ale tak. Uwielbiam powieści, które mają w sobie zawartą choćby odrobinę mitologii. W "Wyścigu śmierci" też mamy z nią do czynienia, a opisy Thisby są jak obrazy namalowane za pomocą słów. Oprócz tego, jak zapewne się spodziewacie, będziemy mieć romans pomiędzy głównymi bohaterami, który też był całkiem udany, ponieważ był delikatny i przechodził wszystkie etapy. Nie było miłości od pierwszego wejrzenia i natychmiastowych "ochów" i "achów".
"To pora wyścigu skorpiona. Czuję, że żyje."
Po pierwsze wydaje mi się, że miałam za duże oczekiwania i to one mnie zwiodły. Po drugie przez całą książkę odnosiłam wrażenie, że już to gdzieś czytałam. Tak jakby wziąć "Igrzyska śmierci" i zabrać kilka pomysłów (ok w wielu utworach tak jest, ale tu mnie to najbardziej raziło).
Jak książka się kończy? Tej tajemnicy nie zdradzę (dla mnie zbyt sielankowo i nielogicznie), ale jeżeli ktoś ma zamiar przeczytać ją żeby dowiedzieć się jaki jest koniec, lepiej napiszcie do mnie, zamiast męczyć się przez kilkaset stron, chociaż tak oczywiście nie musi być i okaże się, że to najlepsza powieść, jaką czytaliście.
Moja ocena; 5/10
Szkoda, że tak nisko, ale książka już czeka na półce więc prędzej czy później na pewno ją przeczytam. Zwłaszcza, że Maggie lubię i mam jej wszystkie książki co do jednej ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam nadzieję, że Tobie pójdzie z nią dużo lepiej, a u mnie to był taki epizod! Czekam na Twoją recenzję :)
UsuńPozdrawiam
Nawet nie miałam w planach tej książki, chociaż o niej słyszała, a teraz, po Twojej recenzji na pewno dam sobie spokój :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
moim zdaniem jest wiele innych, lepszych pozycji :)
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz
Również swego czasu byłam na nią "napalona", ale właśnie ostudziłaś mój zapał. Dobrze. Jeśli nie będę miała oczekiwań, może nawet zdoła mnie zaskoczyć...?
OdpowiedzUsuńuważam, że warto przeczytać każdą książkę, bo wszyscy mamy różne gusta.
Usuńjeżeli ktoś po mojej opinii wiedział, że takie drobiazgi mogą go denerwować - wtedy stanowczo odradzam
jeżeli przeczytasz, koniecznie daj mi znać :)
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz
Hmm.. Do tego czytania to jeszcze długa droga, bo kolejka rośnie, a i lekcji przybywa ;)
UsuńHmm, szkoda, że Ci się nie podobało, ja uwielbiam te historię i uważam, że jest wiele innych, o wiele głupszych historii czy decyzji jakie podejmują bohaterowie. Ona nie miała morskiego konia, ale wierzyła w swojego. Z resztą w takiej sytuacji w jakiej była, do głosu dochodzi prosta desperacja ;)
OdpowiedzUsuńzgadzam się, że jest wiele innych, dużo głupszych :)
Usuńsytuacja z jej koniem - ja to odebrałam tak jakby fiat 126p mial się ścigać w formule jeden.
książki całkowicie nie skreślam i chcę do niej wrócić za rok albo dłużej, bo może wtedy zmienię zdanie :)
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Po takim "tytule" spodziewałam się czegoś innego
OdpowiedzUsuńU mnie leży na półce od dobrych kilku miesięcy i jakoś wcale nie mam na nią ochoty. Ale kiedyś w końcu, na pewno ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńKiedyś planowałam po nią sięgnąć, ale raczej spasuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nigdy nie czytałam tej książki. Ostatnio w ogóle mam mało czasu na czytanie :(
OdpowiedzUsuńhmm. pani Stiefvater czytałam jedynie Króla kruków i całkiem całkie, może trochę miałam na początku problemy z wczuciem się w całą atmosferę, ale jednak :) Wyścig śmierci... hmm spasuję ;)
OdpowiedzUsuńrecenzjeami.blogspot.com
Przepraszam za spam. Zapraszam Cię jednak do wzięcia udziału w mojej autorskiej akcji : "Poznaj Johna Grishama z Artemis"
OdpowiedzUsuńhttp://artemis-shelf.blogspot.com/2014/09/akcja-autorska-poznaj-johna-grishama-z.html
Pozdrawiam
Szkoda, że taka niska ocena. Ja czytałam "Wyścig Śmierci", nawet napisałam recenzję i mi się bardzo spodobał :) Może dlatego, że lubię konie, to wspaniałe zwierzęta <3
OdpowiedzUsuńI ja też bardzo lubię powieści z wątkiem w mitologii :)
Ale uważam, że to zakończenie było trochę zbyt "naciągane"
Pozdrawiam,
Alpaka
http://alpakowerecenzje.blogspot.com/
Cieszę się, że Tobie się spodobała :) Przynajmniej nie męczyłaś się tyle co ja :)
UsuńHmm... Panią Stiefvater znam tylko z "Lamentu...", natomiast o "Wyścigu śmierci" nie słyszałam. Jednak po Twojej recenzji mogę stwierdzić, że raczej by mi sie nie spodobała.
OdpowiedzUsuńnamalowac-swiat-slowami.blogspot.com
o "Lamencie" nawet nie słyszałam, jednak na razie nie spieszy mi się dzieł Pani Stiefvater.
UsuńPanią Maggie znam, znam. :D Czytałam całą trylogię "Drżenia", którą bardzo miło wspominam i parę innych jej książek. I w sumie przyzwyczaiłam się do wyidealizowanych bohaterów, do wątków miłosnych, jej chwilowo męczącego stylu pisania i paru nielogicznych pomysłów, więc podejrzewam, że ze mną było by lepiej, jeśli chodzi o przyjęcie "Wyścigu śmierci". :o
OdpowiedzUsuńZdaje się, że mam ebooka, więc pewnie kiedyś przeczytam, ale jakoś niekoniecznie mi się do tego śpieszy, zwłaszcza że nie zachęca mnie ten Sean... :/ Lubię zakochiwać się w męskich postaciach ksiązkowych... :( A skoro on tego nie ułatwia... Czuję, że nie zostaniemy przyjaciółmi.
Pozdrawiam,
Sherry
właśnie nie mogłam się do niczego przyzwyczaić w tej książce...
Usuńo "Drżeniu" słyszałam i chciałam przeczytać książkę, jednak po "przygodzie" z "Wyścigiem Śmierci" mam poważne wątpliwości :(
Pozdrawiam :)